pieskimarleski@gmail.com

wtorek, 29 maja 2012

papierowy żart i egzaminacyjne kwiatki






Eko - kolczyki dla zamiłowanej makulaturzystki. Więcej nie powiem, w każdym razie okazało się, że choć uznałam kolczyki za żart, natychmiast zawisły na uszach. Gdy Zosia zobaczyła je pierwszy raz - z pogardą zapytała: "mamo, takie brzydkie? Przecież to jest gazeta...". Na szczęście następnego dnia, gdy zobaczyła na człowieku, stwierdziła, że ładne. Uff!


  

 Jeszcze dodam, że dziś wielki dzień - Zosia zdawała swój pierwszy w życiu egzamin z instrumentu. Nie wiem czy mogę tak się przechwalać ale było bardzo dobrze. Daję jej medal dodatkowy, bo poszła grać z gorączką.... Nie jest łatwo ale nie poddaje się, zuch z tej mojej dziewczyny! A po egzaminie poszliśmy na krótki spacer po lasku na Kole i tu dostąpiliśmy niezwyczajnego zaszczytu - mieliśmy pod nogami dywan z kwiatów!!! Akacja :)))


Zosia ma na sobie swoją nową wymarzoną okrągłą torebkę, którą jej uszyłam z okazji Imienin. Wkrótce pokażę ją, bo mam jeszcze kilka ładnych zdjęć. A teraz lecimy oblewać piątkę :)))

poniedziałek, 14 maja 2012

dodatek na skarby

Na specjalne życzenie torba na zakupy dostała sekretny schowek. Taka kosmetyczko - portmonetka, w której można ukryć rozmaite skarby, nie będę tak do końca zdradzać jakie, zresztą każdy co innego ma cennego ;)
Sekretnik pasuje do torby jak przyzwoita rodzina, można go odpiąć i wtedy cieszy się absolutną wolnością. Poza tym jest "zmiękczony" ocieplaczem takim jak do kołderek. To tyle szczegółów technicznych. Cóż jeszcze mogę powiedzieć? Jutro "Zimna Zośka"! Niestety, odczuwam to na własnej skórze, a raczej skórce. Gęsiej. Na całym ciele. Zimno jak w marcu, brrr... A moja najbliższa Zośka dla odmiany gorąca. Można szoku termicznego dostać. A może taka równowaga potrzebna?


 

piątek, 11 maja 2012

długa, fioletowa, znów wiosenna choć inaczej

 
 
 
 
Chyba nie miała być taka długa. Ale jakoś tak wyszło. Miała być zwyczajna zakupowa, ale nawet jak nie chcę to i tak najlepiej do moich toreb na zakupy pasują albo książki, albo jakieś inne pożyteczne wynalazki. Niestety nie mogłam zrobić zdjęć w plenerze - skończyłam ją przed chwilą - nie widać więc dobrze tego koloru. Nie przepadam za fioletowym, ale ten wyjątkowo wpadł mi w oko, poza tym podoba mi się ziarnistość tego materiału. Niestety nie kroił się dobrze, sporo się nagimnastykowałam, żeby wyszło równo. W końcu wydarłam kartkę ze starego kalendarza ściennego i zrobiłam szablon. Niesforna materia zaczęła mnie słuchać. Tylko kalendarz był dość wąski, jak widać.
Zosia zobaczyła prawie gotową torbę tuż przed snem i zdziwiona: "mamo, a dla kogo ta torba? Bo jak tak patrzę, to chyba dla naszego lutnika, albo kogoś takiego wysokiego? No raczej nie dla mnie czy dla Gogi". Właściwie torba miała być dla Gogi, sama chciała taką bardziej pionową, bardziej niż na przykład ta rowerowa. To i jest bardziej pionowa, co widać na załączonym obrazku... Tylko nie wiem co teraz, w obliczu opinii mojego Dziecka...

poniedziałek, 7 maja 2012

drzewo, rower, trawa, paski - las kwietniowy zawilcowy

A wszystko zaczęło się od Zosinej torebki z Lulą. Jak tylko zrobiło się ciepło, po długich miesiącach zastoju wsiedliśmy z ulgą na rowery i pojechaliśmy do naszego lasu. Nasz las jest oczywiście jak najbardziej publicznym miejscem, co niestety można boleśnie odczuć we wszelkie wolne dni i łikendy, na szczęście w dni powszednie, godziny wczesne, niepopularne - raczej pusto w nim, częściej przechadza się tam łoś niż ludź. Na moje szczęście jeszcze łosia nie spotkaliśmy, choć podobno ostatnio podszedł blisko naszego domu. Łoś to duże zwierzę i właściwie co należy zrobić kiedy się go spotka? Mieszkamy trzy kilometry od lasu, a one takie wędrowne.
Wracając do tematu głównego - na rower wypożyczyłam od Zosi torebkę z Lulą i od razu okazało się, że to wymarzona torba na ten cel!!! Krótkie uszy, rozmiar nie za duży nie za mały (nie za długa, nie za krótka lecz w sam raz ;)), dzięki czemu nie buja się zbytnio w czasie jazdy, nawet na leśnych korzennych ścieżkach. Mieści się tam butelka półlitrowa (WODY!), książka, aparat, telefon, chusteczki, klucze, drobny sweterek dla ramion w razie napaści chłodu czy też komarów.
Postanowiłam zrobić drugi egzemplarz dla siebie (w zasadzie testowy, bo przecież tak naprawdę do oddania). Niby taki sam, ale zachciało mi się trochę kolorów, bo nasze pierwsze rowery tej wiosny wypadły na długo przed poniższymi zdjęciami i w lesie jeszcze było bezbarwnie, ziemiście, ostro, niemal monochromatycznie. Usiadłam do maszyny, wygrzebałam materiały, rozkwieciłam na paskach drzewo, oj, tak mi się już chciało kwitnących wiśni!!! Dorzuciłam uszka ze skóry i zapięcie (dostałam cały wór ścinków skórkowych, nie powiem, kuszą mnie tylko nie mam kiedy się za nie zabrać!) i uszyłam długie uszy w razie gdyby chciało się zarzucić torbę na ramię (przyznam, że to dobry wynalazek). Kiedy długie nie są potrzebne po prostu chowam je do środka i już.
Koniec gadania, teraz oglądanie. Nie mogłam się powstrzymać i fotografowałam jak szalona - pomiędzy moim szyciem a dniem zdjęciowym wiosna wybuchła nie wiadomo kiedy :)))