pieskimarleski@gmail.com

sobota, 4 października 2014

czas...

... trochę go minęło. Ale ja tak bardzo tego czasu nie czuję, to znaczy czuję go inaczej. Bo niby z jednej strony miesiąc - i to daleko, tyle wydarzyło się po drodze drobnych i większych spraw, a jednak przez ilość tych wydarzeń - ten miesiąc jest chwilką zaledwie. Nie wiem jak to określić: dawno pisałam tutaj czy nie? Nawet jakieś szycie uprawiałam w międzyczasie, ale nie wystarczyło zapału na pokazywanie, pisanie, zagęszczanie. Czy te słowa są jeszcze ważne, czy na pewno trzeba je wypowiadać całemu światu w sieci? Jesień hamuje rozpędzone wakacyjnym upałem ciało, umysł, emocje. Może to dziwne, ale nie mogę doczekać się deszczowych wieczorów, pomimo tego, że tak bardzo źle znoszę zimno. Ponieważ zwalniam przeczuwając chłody, poryw minionego czasu gdzieś blednie i trochę mi wstyd słomianego zapału, pomysłów a nawet planów, które pęczniały w mojej głowie i nie wiedziały co ze sobą zrobić. Dzisiaj w słońcu i chłodzie, w które na przemian wjeżdżałam rowerem, przyszła mi myśl - oczywista skądinąd i powtarzana przez rozsądne głowy (dlaczegóż to w genach nie otrzymałam tego daru?) - myśl, że trzeba pogodzić się z życiem w tej strefie klimatycznej, w tym mieście zbyt wielkim i zbyt szybkim, w tych czasach nie do końca przyjaznych (a które są, były lub będą?), z tą głową zbyt pełną i pomieszaną. Pogodzić się? Jak znaleźć miejsce, sposób na ogrzanie pragnień, podtrzymanie zamiarów przy życiu w czasie zbliżającego się wiatru i deszczu tnącego zziębnięte policzki, mrozu, który trzeszczy po butami i błotnej szarości chlupiącej na ulicach przez długie miesiące. Nie wiem jak to zrobić, ale mam zamiar spróbować.
Chciałabym napisać, że oto zaczyna się nowe, ale byłoby to fajerwerkowe oszustwo, blaga na jakiś dobry początek - czego? - sama nie wiem. Wpisuję "pieski marleski nowe", choć zapewne nie nowe, tylko przejściowe. Skąd idę - mniej więcej wiem, ale dokąd mnie to zaprowadzi? Muszę dać życie temu, co zaświtało mi w głowie pomiędzy masywem Lefka Ori, a wybrzeżem morza Libijskiego. Wierzę, że wszystko ma swój czas i niekiedy warto poczekać, zamiast wyrzucić z siebie słowa za szybko. Przynajmniej tego właśnie się uczę ;)
To takie drobne zapowiedzi. Oczywiście nie rezygnuję z szycia, z albumów, z kalendarzy i innych cudowności. Żeby mi tylko wystarczyło czasu i mocy.
Wiem, że są tacy, którzy tutaj zaglądają. Czasem czekają. To bardzo miłe. Jestem wciąż, choć czasem ciemno nie tylko za oknem i trochę dłużej, niż do poranka, trzeba poczekać na światło.