Ta dziewczynka ma na imię Cytrynka. Ma już półtora roku i dotąd mieszkała u szkolnego kolegi Zosi. Na czas jakiś wprowadziła się do nas.
Przez tydzień oswajała się z nami, teraz już chyba czuje się bezpiecznie, bo zaczęła sypiać z główką zwieszoną ze swojej norki.
Oczywiście nie mogłam się powstrzymać i próbuję ją fotografować. I oczywiście najłatwiej to zrobić wtedy, kiedy śpi lub je.W ruchu wychodzi mniej więcej tak:
Oczywiście porą jej największej aktywności jest noc. Hałasuje na kołowrotku niemiłosiernie więc wyprowadzam cały chomiczy dom z Zosi pokoju, do naszego dziennego - codziennego wielofunkcyjnego pokoju.
Jest po drugiej, kolejna sucha od kaloryferów noc. Wstaję do wodopoju, a nasza Chomiczka - kiedy tylko mnie zobaczy - od razu podskakuje na dwóch łapkach do góry, wyciągając przednie łapki jakby wołała: "help! help! weź mnie! weź mnie! pogłaszcz mnie!!! popatrz jaka jestem słodka i spragniona miłości". Zaspana otwieram, wyciągam to drżące ciało, które całe chowa się w moich dłoniach. Podnoszę do ucha - słychać delikatne prychanie i sapanie. Łaskocze wąsikami. Przez chwilę ją głaszczę. Mówię jakieś miłe słowa. Wiem, że kupiłam ją marchewką i masłem, ale nawet biorąc pod uwagę to przekupstwo - słodkie są jej oznaki sympatii. Wkładam ją z powrotem do mieszkanka. Rozgląda się, na ułamek chwili staje znów na dwóch łapkach, patrzy na mnie i chowa się do swojej norki wypełnionej bawełną. Dopijam wodę i idę spać zadowolona, że mamy takiego słodziaka.
Piękne wąsy, prawda?