pieskimarleski@gmail.com

piątek, 28 grudnia 2012

najeżona


i wyszczerzona


z tyłu:


z przodu:

z boku:
 
w środku:

ze schowkiem na telefon:
i raz jeszcze w pełnej krasie:



Skorzystałam z rysunku dziecięcego. Tym razem nie Zośki. Widać chłopięcą rękę, prawda? I przeniosłam tak, jak było na papierze - część potwora z przodu, część z tyłu. Mam nadzieję, że nie złamię praw autorskich jeśli to pokażę:



Po raz kolejny przekonałam się, że dziecięca wyobraźnia jest źródłem najlepszym z możliwych. Oj, warto z niej zaczerpnąć.

Jest tu i trochę skóry niebieskiej i filc kolorowy, i wełna na wierzchu, i sztywnik w środku, i bawełna w podszewce. Torba dla Nastoletniej. Z wieloma schowkami i smyczą - przyda się, żeby okiełznać potwora. Trochę kolory zmienione, ale z pełną premedytacją - miało być mocno. I najbardziej jestem dumna oczywiście z zębów!!! Spodobało mi się, nie powiem!

piątek, 21 grudnia 2012


Dobrych Świąt Wszystkim zaglądającym tutaj.
Częstym Gościom i Rzadszym i Takim, Którzy wpadają na chwilę.
Niech każdemu uda się odczuć, że to wielkie szczęście - Święta Bożego Narodzenia.



Te pierniczki pachniały u nas w zeszłą sobotę. Teraz pachnie sernik. To jeden z ważniejszych elementów Świąt, nie tylko tych - zapach. Boże Narodzenie - choinką, piernikami, ciastem czekoladowym, grzybami i kapustą. I najpyszniejszym w świecie barszczem. I oczywiście kompotem z drewna, jak mówili synowie mojej Siostry, czyli kompotem z suszu!!!
Przecież bez tego powrotu do dzieciństwa w zapachach nie dałabym rady!!! Żadną miarą!

Jutro wyjeżdżamy. Do tych zapachów. A po Świętach pokażę co ostatnio robiłam :) 

czwartek, 20 grudnia 2012

u nas przerwa

- a raczej u Zosi przerwa świąteczna. Egzamin zdała koncertowo, bardzo się cieszę i piszę właściwie głównie po to, żeby podziękować wszystkim, którzy trzymali kciuki.
Jeszcze jutro wigilia w szkole i tyle. Plecak rozpakowany, Dziecina bezkarnie dziś ogląda bajki. Była już okrutnie zmęczona.
Też jestem. Czekam na Święta i spokojną głowę. Jeszcze kilka zadań, kilka nocy zarwanych i jednocześnie rozdartych miedzy kuchnią a warsztatem moim rękodzielniczym. Już marzę o spokoju. Wiem, nie ja jedna.
Ale już wkrótce wszyscy nieco odsapniemy :)

środa, 19 grudnia 2012

cudowne rozwiązanie ;)

odpowiedź brzmi tak:

Dominika złożyła zamówienie na pomarańczowe, bo to jej ulubiony kolor.
Zosia - to prawda - też lubi pomarańczowy, ale morski jest ponad konkurencją, właśnie z tego powodu, o którym pisała Ela. Bo morze greckie jest właśnie takie.

a teraz ogłoszenie wyników:

wszyscy wygrali
każdy inaczej

Na pierwszym miejscu jest Ela - najbardziej podobała mi się jej odpowiedź, no i uzasadnienie. Nagroda gwarantowana - przyjedziemy na Święta :)
Na drugim miejscu Ula - teraz tylko wybierz kolor i daj znak jaki.
Na trzecim Goga - zgadła, ale ponieważ złamała regulamin, nagrodę dostanie w terminie karnym - po Świętach. Nagrodą będą też kolczyki, a robię to dlatego, że trochę ożywiła i rozweseliła mój kącik z komentarzami.
Na czwartym miejscu Ktoś Tajemniczy, kto nie zgadł, ale dostaje nagrodę pocieszenia - proszę tylko o znaki komu mam nagrodę przekazać.

A teraz niech żałują wszyscy, którzy nie wzięli udziału!!! Ha!

Jeszcze dodam, że moja hojność nie jest taka wielka zawsze, ale tym razem było kilka argumentów za:

1. idą Święta i taki miły gest,
2. to mój pierwszy konkurs
3. nieświadomie ogłosiłam konkurs w moim setnym poście! To chyba znak, nie? Tylko czego?

 wszystkim dziękuję i gratuluję!!!

A teraz uciekam, bo trzeba zrobić kolację i wysłać Młodą do łóżka, bo rano egzamin i paluszki muszą się wyspać, żeby nie poplątać się w szybkim menuecie.
Trzymajcie kciuki o 8.45!

wtorek, 18 grudnia 2012

znów tu jestem!!!!

Od środowego wieczoru nie mieliśmy sieci, rzekomo zakłócaliśmy ją złym połączeniem kabli.... Oczywiście nikt nas wcześniej o tym nie powiadomił, bo i po co? Dopiero w czwartek, kiedy zaczęliśmy alarmować, dowiedzieliśmy się, że celowo nas odłączono!!!!!!!!! Od czwartku do dziś coś (?) naprawiali, nie wiem co, bo te kable przełączyliśmy w środę. To chyba prawda, że informatycy to zawód przyszłości, zdaje się że wciąż w deficycie. Może tak zmienię szkołę Młodej? Chociaż, wszystko ok, muza dobrze robi na strefę matematyczno - logiczną.

Teraz tylko tyle, wyniki konkursu ogłoszę jutro, bo teraz kończę torebkę, takie ostatnie szlify. Ale jak zobaczyłam, że tu działa nie mogłam się powstrzymać! No znów się czuję pełnoprawnym obywatelem z dostępem do świata ;)

wtorek, 11 grudnia 2012

koniec z hazardem! a może jednak nie?

- tak, tak, koniec.

Założyłam się z Zośką i jej Przyjaciółką.
Wszystko zaczęło się od testu z angielskiego. A właściwie jeszcze wcześniej od innych testów, np. z kształcenia słuchu i dyktanda z polskiego. Po tych sprawdzianach dziewczyny wychodziły i mówiły, że był BAAANAAAŁŁŁ!!! A potem okazywało się, że w dyktandzie co drugie słowo ma błąd ortograficzny, a w teście z kształcenia brak bemola, gdzieś przepadły tetrachordy...
Kiedy wyszły z testu z anglika i chórkiem stwierdziły, że był BANAAALNY!!! powiedziałam, że nie chcę więcej słyszeć tego słowa, bo najpierw tak sobie odpuszczają, a potem.... Na co dziewczyny, że naprawdę była łatwizna (wcale nie taka łatwizna, wiem, bo sama pomagałam Zośce przygotować się do tego testu i wiem, że miała niejakie problemy). Zaproponowałam zakład - jeśli się okaże, że zrobiły błędy - one rysują dla mnie piękne obrazki, a jak się okaże że był banał - ja robię im kolczyki. Aż podskoczyły z radości: "hurra! będziemy miały kolczyki!".

Dostały szóstki. Zero błędów.

Więcej się nie zakładam!!!


 
 
  

 A teraz konkurs dla tych, którzy znają Zośkę, albo konkurs po prostu w strzelanie:

Które kolczyki dla której dziewczyny?
Proszę uzasadnić odpowiedź.
W nagrodę takie same kolczyki w kolorze wybranym przez zwycięzcę!

regulamin konkursu:
Kryteria przyznawania nagród są absolutnie subiektywne i nieustalone z góry. Będę kierować się intuicją i osobistymi upodobaniami, co wcale nie znaczy, że wygra Goga... Upodobania będą dotyczyć czegoś innego - jeszcze nie wiem czego. W ogóle nie wiadomo kto wygra więc zapraszam do konkursu!
Można powiedzieć, że ten konkurs nie ma regulaminu.
Czekam na odpowiedzi w komentarzach do piątku 14 grudnia.
Proszę podpisywać się przynajmniej imieniem lub jakimś rozpoznawalnym dla mnie opisem.
Aha - proszę nie konsultować się z dziewczynkami!!!

czwartek, 6 grudnia 2012

wilczy piórnik niezbędnik


Wszystko zaczęło się od tego, że w nowym roku szkolnym zrobiłam Zosi piórnik. No i oczywiście dziewczyny z klasy zakręciły się na niego niesamowicie. Nie powiem - jest to mocna motywacja mieć takie młode fanki ;)
Zosinego piórnika jeszcze nie zdążyłam sfotografować. Jest taki niezbyt praktyczny w szkole, bo rozkłada się do poważnych rozmiarów, ale całkiem nieźle sobie funkcjonuje w domu jako schowek na różności oraz jako piórnik podróżny - wyjeżdżając można weń zapakować wszystkie pisarskie niezbędności.

Piórnik ma też jeden kolosalny walor - bohatera.
Bohater absolutnie już kultowy dla pokolenia dziesięciolatek.

Wilk Piaskowy

Kto jeszcze nie zna - szybko do księgarni po książki Asa Lind. Gwarantuję przyjemność czytania. Także dorosłym. Czytaliśmy je Zosi jak miała 4 lata, teraz czasem czyta sama, czasem robimy to razem. Niektóre historie znamy na pamięć. I wciąż nie nudzą się! Cudowny, błyskotliwy język, lekkość jak u ośmiolatki, zadziorność i ciekawość świata, fantazja, a przy tym zwyczajność codziennych sytuacji, które przydarzają się bohaterce - Karusi! Ech, to najlepsza chyba książka dla dziewczyn w wieku przednastolatkowym. Dla dziewczyn? Myślę, ba! widziałam! chłopaków, którzy słuchali przygód Karusi i wilka z błyszczącymi oczami. Bo Karusia jest śmiałą, bystrą dziewczynką o temperamencie, którego mógłby pozazdrościć niejeden chłopak. Czyli jak moja Zośka, która potrafi i lubi bawić się z chłopakami. 
I jak dziewczynka, dla której powstał nowy wariant piórnika:

Zainspirowałam się ilustracjami z książki - na Zosi piórniku narysowałam pisakiem na lnie wilka z Karusią. Tutaj poszłam dalej - przypomniałam sobie jak fajne może być haftowanie.

 

Szycie było szalone, ciągle coś mi nie wychodziło. Absolutnym szczytem było przyszycie kieszonki do góry nogami (gdzie ona ma nogi?)
 

tutaj kieszonka na rzep

a tutaj kieszonka zadziorna jak piaskowy wilk - trochę Andrzej był zszokowany tą krzywizną. No przecież to nie przybornik hydraulika! Trochę szaleństwa musi być ;)
A poza tym tego nie robiła fabryka, to się dotyka :)))))))))))))))
 
  
całość miękka jak kołderka, bo w środku ocieplacz kołderkowy :)
dzięki temu kredki zabezpieczone i wilkowi ciepło

piątek, 30 listopada 2012



miało być kolorowo
i jest


 


Jakoś dużo zajęć i właściwie nic nowego z tą ilością. I dzień krótki, światła mało, chwilami mam wrażenie, że cały czas jest ciemno. Te kolory mnie trochę rozpogodziły. Przypomniały, że listopad nie trwa wiecznie. Muszę poszukać jakichś gorących zdjęć.

Leżę w wodzie na tyle słonej, że nie muszę wykonywać żadnych ruchów, nade mną słońce, uchylam powieki i widzę błękit, błękit, błekit. Dźwięki są przytłumione, bo uszy mam zanurzone, włosy bujają się i łaskoczą, woda mnie lekko kołysze i... tyle. Nic więcej. Nie myślę o tym co przedtem, o tym co potem, o tym co teraz. Nie myślę tylko kołyszę się. Czasami większa fala próbuje mnie przewrócić, ale znów ląduję w błogim bezwładzie. Znowu fale bulgoczą mi miękko w uszach. Jestem częścią tego świata - fizycznego, wodnego, cielesnego, boskiego.

To najlepsza moja fotografia z najlepszego miejsca na Ziemi. Nie fotografia. Próbuję zakrzywić czas i znów jestem w tej wodzie.


niedziela, 4 listopada 2012

mała dla ośmiolatki



i cały efekt to rączki ze skóry
i ptaszek z filcu
i jeszcze materiał wierzchni - przytulna imitacja pluszu
 Zosia dziś była na urodzinach koleżanki
użyłam oczywiście zośkowego rysunku jako wzoru
i konsultowałam z Młodą kolory

Urodziny niezwykle udane - dziewczynki robiły kolczyki

  
 
 
 
 

czwartek, 1 listopada 2012

powody do zadowolenia

- w listopadzie może być ich całkiem dużo. Naprawdę. Na przykład liście kolorowe, smaczne zupy rozgrzewające (żurek, rosół, soczewicowa z pomidorami - mniam!), urodziny kilku osób listopadowych, pisanie listów do Świętego Mikołaja, cisza i spokój wieczorów kiedy można pocieszać się niemal bezkarnie kubkiem  gorącego kakao i partyjką gry w COKOLWIEK...
Wiele powodów.
Gdzieś na szczycie listy słońce owocowe:


Cud o trzech imionach: szaron, kaki, persymona.
Wybieram to trzecie. Najrzadziej używane, za to najpiękniejsze.
Jak imię kobiety.
Pięknej.


Konstrukcję ma też kobiecą.
Twarda, mocna skórka, delikatna i słodka w środku.
A może u kobiety jest na odwrót?

wtorek, 30 października 2012

"jaki kolooo.........???"

- to pytanie wyskakuje mi z pamięci kiedy przechodzę przejściem pod Marszałkowską. Lat temu trochę, a może trochę więcej, kiedy miałam szczęście biegać po mieście z radiowym mikrofonem, bardzo często zdarzało mi się przechodzić tym klaustrofobicznym korytarzem, tam właśnie, zresztą do dziś, mają swoje sklepiki obywatele o skośnych oczach i melodyjnej mowie. Przyjechali do naszej stolicy szukać szczęścia z bardziej odległej krainy niż ja, bo z Korei. Na swoje szczęście pracowali i pracują do dziś ciężko, za co podziwiam ich, mocniej jeszcze od czasu gdy usłyszałam, że wiążą się mocno z krajem, w którym żyją i traktują go jako swoją ojczyznę; na dodatek są oddani nie tylko w uczuciach, ale całkiem wymiernie - uczą się języka, rejestrują działalność, odprowadzają podatki bez żalu - bo to dla dobra wspólnego.
Uśmiechają się i z tym uśmiechem zaczepiają przechodniów: 
"jaki kolooo.........???". Bo przejście nie jest bure, choć już dwa razy chciałam użyć tego przymiotnika, ale obydwa słowa potraktowałam pstryczkiem "delete". Na jednej ścianie są witryny obwieszone szczelnie ubraniami. Kolory były zawsze intensywne, nawet w czasach, kiedy galerie handlowe nie dyktowały cudów, raczej szarości i inne smuty. Z nieznanych mi przyczyn w przejściu podziemnym bluzeczki były czerwone, zielone, różowe, niebieskie, żółte, pomarańczowe, cytrynowe, limonkowe, śliwkowe, rzadziej granatowe czy białe. Spódnice też. I sweterki, koszulki, szaliki, podkolanówki, torebki... 
KOLOR.
JAKI KOLOR?
"jaki kolooo.........???" Pamiętam doskonale melodię tego zdania, mózg mnie oszukuje i podpowiada twarze, ale jak wiadomo nie mam pamięci do twarzy, więc to tylko podła podpucha ze strony głowy. Nie pamiętam twarzy, za to dźwięki doskonale. 
"jaki kolooo.........???" Nieważne co chcesz kupić, nieważne czy w ogóle cokolwiek chcesz kupić, ważne jest jaki kolor wybierasz!

I to pytanie nagle zaśpiewało mi w głowie kiedy zobaczyłam zdjęcia, które robiłam torebce kilka dni temu. Parę zdjęć w słońcu, na łóżku Młodej, z zieloną ścianą w tle. Kilka zdjęć po staremu - na czerwonej sofie. Miałam mało czasu na fotografowanie, właściwie trzy minuty zaledwie. I wygląda jakbym uszyła dwie torby!

Zamówienie było na łowickie wzory, a raczej coś z łowicką inspiracją. Ponieważ moja Bernina jest cudowna, ale hafciarką nie jest - musiałam wzór nieco uprościć, choć jeśli chodzi o ludowiznę to bardzo mi się podoba taka ortodoksja cepeliowska. Może i nudne, ale ile znaczeń! Niestety, ze sztuką ludową zatańczyłam oberka i obeszłam się z nią luźno.
A teraz kto zgadnie: "jaki kolooo.........???"







 Kilka szczegółów technicznych: kwiaty i liście są z filcu. Baza z grafitowej (nie czarnej, co sugeruje zdjęcie) wełny - miękkiej i delikatnej - żeby ją trochę ustabilizować dałam do środka sztywnik. Podszewka, jak zwykle, z mojej ulubionej bawełny. W środku smycz i tyle. Czyli tak trochę na zakupy, trochę na książki, trochę do noszenia, trochę na nie wiadomo co. Czyli jak zwykle ;)

Przed nami pół roku szarości. Nie wiem dlaczego tamto przejście pod Marszałkowską kojarzy mi się z zimą. Srogą zimą. Może dlatego właśnie, że te kolory tak były nieprzystające do krajobrazu na zewnątrz.
koloooo.......



środa, 24 października 2012

jesień łagodna...

i może nie będę dodawać, że jutro śnieg, chłód, mróz... Dzisiaj w naszym lesie jeszcze liściowo, miejscami zielono, choć zdecydowanie zwycięża złoto przetykane miedzią i rdzą. Brzozy świecą białą korą w słońcu, jawory wyciągają nagie ramiona w błękit, dęby czerwone już bardziej czerwone być nie mogą, dom ptasi wygląda jak opuszczony. 






 


 

A do mojego okna zaglądają sikorki - wprawił mnie w osłupienie ich widok na osiedlu, gdzie drzew właściwie nie ma, ot, kilka niedorosłych jeszcze...
Sikorka pomaszerowała brzegiem donicy do pelargonii i na coś polowała w jej kwiatkach! Czyżby jakaś kuzynka kolibra, która gustuje w nektarze? Później chciała wlecieć do domu, zbliżyła się na niebezpieczną odległość do uchylonego okna, w ciszy niedzielnego południa wyraźnie usłyszałam furkot jej skrzydełek, zobaczyłam jak wachlarze piórek w zawrotnym tempie otwierają się i zamykają a ona zastygła na ten moment w powietrzu nie wiedząc czy jest mile widziana. Przypomniałam sobie, jak to w czasie i miejscu przeszłym jaskółka wpadła do mieszkania i jak bardzo nie mogła dać sobie rady spłoszona, wystraszona, zaczęła rozbijać się o meble, próbowała się schować...
Na to wspomnienie szybko zamknęłam okno i sikora odleciała. Zrobiło mi się żal. Głupio. Jakbym przed gościem zatrzasnęła drzwi. I wtedy przypomniała mi się opowieść Whartona - do ich domu wleciał mały ptaszek, w czas jakiś po śmierci ich córki i wnuków, i tak silne mieli przekonanie, że to znak od niej właśnie...

Czy nie przegapiłam przypadkiem jakiejś ważnej wizyty?

Ciągle słyszę furkot skrzydeł.

Chyba nie przegapiłam.



Właściwie to chciałam jeszcze pochwalić się takim różem:




Broszka siedzi sobie na płaszczu Gogi.
Taki nie-zimowy żart u progu śnieżnych dni ;)