pieskimarleski@gmail.com

czwartek, 16 maja 2013

lepsze od wszystkiego

wystarczy kilka pomidorów,

do nich oliwa
 
I śniadanie gotowe :)))

Jeśli jest niedzielny poranek, wszyscy śpią, słońce rozświetla maj zaokienny i mam pomidory i oliwę, i jeszcze ciszę przy stole.... Oto szczęście.

Oliwa - najlepiej grecka - tak, tak, grecka jest najlepsza, a najlepsza z najlepszych to kreteńska, kupowana "u chłopa". Bez etykietek, tłoczona w domu, rozlewana do butelek po wodzie mineralnej. Zielona. Wcale nie cierpka jak hiszpańska, nie gorzka i nie szczypiąca jak włoska. Łagodna, choć wyrazista, cudownie podkreśla smak pomidorów. Ale jeśli zabraknie tej "swojskiej", a tak się u nas stało ostatnio - można ratować się butelkowaną, najlepiej kreteńską (taki lokalny patriotyzm? - chyba nie, każdy kto popróbuje różnych - sam się przekona), są miejsca, w których można u nas kupić.

Pomidory najlepsze będą te z krzaka, ale już teraz bywają smaczne i pachnące. Z pomidorów nie zdejmuję skórki. No i nie solę ich, bo przecież pomidory to słodkie owoce.

I to moje ukochane danie na lato. Na każdą porę dnia. Nie ma nic pyszniejszego. Nawet tort bezowy z truskawkami i pomarańczami może się schować. Nawet najlepsza nalewka z osobistych zasobów. Nawet... nie będę teraz patriotką, ale chcę powiedzieć, że: nie ma takiego dania w polskiej (ani w żadnej innej) kuchni, które mogłoby konkurować z pomidorami utopionymi w oliwie.
W żadnej kuchni.
Choć... jest jeden wyjątek:



oprócz pomidorów - tak, jak powinno być w prawdziwej wiejskiej sałatce (na użytek ludzi "kontynentalnych" nazywanej "sałatką grecką"): ogórki, papryka zielona, cebula czerwona, oliwki czarne - z pestką, ooogrooomne - jak mała węgierka.
Na koniec zioła i królowa: feta! 
Dużo, dużo oliwy.

A do tego:


Nie wiem dlaczego, ale jakoś bardziej mi pasuje tu angielskie bread niż chleb. Te bochny były solidne, duże, smaczne. Jak brzmienie tego słowa: bread.
Polski "chleb" brzmi zbyt delikatnie, choć też mi się podoba, tyle, że smakuje inaczej.


Pomidory, oliwa, feta i chleb - zestaw, który wprawia mnie w religijne uniesienie.
Bóg musi istnieć, któż z ludzi byłby zdolny stworzyć coś takiego?!


sobota, 11 maja 2013

prawie biało


To było na kilka dni przed Komunią. Szyłam torebeczki dla Zosi i jej Przyjaciółki. Można oczywiście kupić jakąś tandetę za grosze, ale cieszyłam się, że mogłam im coś zrobić "własnego". Zresztą do ostatniej chwili wahałam się czy w ogóle powinna torebeczka być, ale ponieważ Młoda jest zaawansowaną alergiczką, a był okres intensywnej brzozy... Chusteczki to gadżet niezbędny i gdzieś trzeba je upchnąć. Ale ponieważ niewiele przed wydarzeniem rozłożyłam się z chorowaniem - nie miałam czasu na szperanie w sklepach z materiałami i ... pod nóż poszło dawne sztuczne futerko Zosi. Futerko miała na sobie może trzy razy i wyrosła. Czekało na jakichś godnych następców, ale w końcu stwierdziłam, że nie ma sensu, żeby ciągle kurzyło się w szafie.


Chciały mieć torebeczki "jakby aksamitne" - wyszły wprost "zabójczo milusie", co świetnie widać na zbliżonych zdjęciach. Futerko nie było śnieżnobiałe, ale to dobrze - alby dzieci miały w takim sinym odcieniu bieli, niezbyt ładnym. Dlatego Zośka miała i sweterek i torebkę w ciepłej bieli.

 


I jeszcze jedna dobra rzecz - w miarę udało nam się pokonać wątek "materialny" - cała rodzina złożyła się na wymarzony jeden prezent - pianino. Przyjechało już 1 maja więc miałam dobre "tło" do fotografowania, choć naprawdę trudno było w tych pierwszych dniach uchwycić chwilę, kiedy Zofka nie dopadała do klawiatury. Jak widać - i w czasie kiedy walczyłam z aparatem - podeszła, żeby coś sobie zagrać.
Cała szczęśliwa.
I ja też, nie będę ukrywać.



Z tym instrumentem uwolniła się jakaś dusza naszego domu. Co chwilę ktoś podchodzi i coś próbuje sobie zagrać. Tak - pomysł, żeby w każdym domu było pianino, a nie telewizor, był genialnym pomysłem! 

I na razie to tyle.
Bardzo mam ochotę coś uszyć, albo ufilcować. Nie mam czasu zupełnie, choć życzenia torebkowe czekają. Nie tylko torebkowe.
Mam coraz więcej fanów wśród koleżanek Zosiowych.... Prawie każda by coś chciała - a to torebkę, a to piórnik, a to zakładkę do książki. 
Ciasteczka owsiane. 
I bezy. Znów prawie biało. Prawie, bo moje bezy zwykle lekko kremowe ;)