Marysia ozdabiała szkatułkę, wyszło obłędnie jak na pierwszy raz, tym bardziej, że nie wycinała wzoru tylko wyrywała.
Zosia rzuciła się na rzecz największą - tacę. Okazuje się, że niełatwo zagospodarować dużą przestrzeń, ale ponieważ to była taca niejako z odzysku - zgodziłam się na wszelkie szaleństwa. No i zależało mi, żeby całkowicie samodzielnie ją zrobiła.
I nie była chyba do końca zadowolona więc zrobiła sobie jeszcze linijkę. I linijka jest naprawdę urocza, dobrze zrobiona...
Trochę te rzeczy odleżały, ponieważ na tych naszych zajęciach zostały polakierowane tylko raz. Potem z różną częstotliwością już ja im kończyłam lakierowanie co dwanaście godzin. Skończyłam tak naprawdę przed Świętami, bo w między czasie wypadła jakaś dziwna przerwa. Zosinej tacy na koniec dodałam trochę złota, żeby wypełnić pustki między drzewkiem a ptaszkami. Młoda była zachwycona.
Z rozpędu wpadły złote kropki na linijkę i teraz tak wygląda:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz