pieskimarleski@gmail.com

czwartek, 5 stycznia 2012

domowe warsztaty deku, czyli skarby skrojone na miarę ;)

Jakoś w połowie jesieni rozłożyliśmy stół, nakryliśmy folią, zaprosiliśmy cioteczną siostrę Zosi, Marysię (zacną już dziewięciolatkę), usiedliśmy i poszły w ruch serwetki, klej, lakier, czyli... prywatne warsztaty dekupażowania. Okazało się, że to zajęcie zakręciło wszystkich, nawet Andrzej wyłowił stare pudełko i też je przerobił.



Marysia ozdabiała szkatułkę, wyszło obłędnie jak na pierwszy raz, tym bardziej, że nie wycinała wzoru tylko wyrywała.




Zosia rzuciła się na rzecz największą - tacę. Okazuje się, że niełatwo zagospodarować dużą przestrzeń, ale ponieważ to była taca niejako z odzysku - zgodziłam się na wszelkie szaleństwa. No i zależało mi, żeby całkowicie samodzielnie ją zrobiła.
I nie była chyba do końca zadowolona więc zrobiła sobie jeszcze linijkę. I linijka jest naprawdę urocza, dobrze zrobiona...
Trochę te rzeczy odleżały, ponieważ na tych naszych zajęciach zostały polakierowane tylko raz. Potem z  różną częstotliwością już ja im kończyłam lakierowanie co dwanaście godzin. Skończyłam tak naprawdę przed Świętami, bo w między czasie wypadła jakaś dziwna przerwa. Zosinej tacy na koniec dodałam trochę złota, żeby wypełnić pustki między drzewkiem a ptaszkami. Młoda była zachwycona.







Z rozpędu wpadły złote kropki na linijkę i teraz tak wygląda:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz