A wczoraj robiłam dwie torby - jedna to torba taka zwyczajna na książki, druga była już gotowa - zwykła bawełniana na zakupy, ale miała jakiś paskudny napis reklamowy który należało zamaskować. No i tak mi się zamaskowało, że ho! A wszystko zaczęło się od tego, że po skończeniu pierwszej torby na książki zostały mi piękne paski lnu. A ładny materiał to skarb nad skarby więc siedziałam nad tymi skrawkami i dumałam jak je wykorzystać. I udało się :))) Od dawna chodziło mi coś takiego po głowie i chyba odkryłam co mi się w szyciu podoba. Otóż w materiałach najlepsze są... STRZĘPY. One żyją, mają swój wyodrębniony charakter, są niesforne, wciąż ich przybywa, charakteryzują się niezwykłym dążeniem do ekspansji - pyłki ze STRZĘPÓW rozpełzają po wszystkich sąsiednich terytoriach i nic sobie nie robią z wałka do ubrań. Wywałkowane jedne, pojawiają się drugie, ŻYCIE PO PROSTU!!!
Koniec refleksji, teraz zdjęcia:
I chyba już kiedyś mówiłam, że mam hopla na punkcie drzew?
To była torba na zamówienie, a teraz mi żal się z nią rozstać :( Oddam, oddam, chociaż zawsze mam z tym problem. Może nie powinnam się tak angażować w robienie tych rzeczy i wtedy byłoby łatwiej. Ale czy byłyby to wciąż te same rzeczy?
PS Tę na książki pokażę innym razem. Teraz puszę popędzić z młodą po baletki, bo z obecnych już wyrosła (dlaczego dzieciom tak szybko stopy rosną?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz