Przez długi czas nie miałam przekonania do Walentynek. Nie bardzo wiedziałam co zrobić z tym nowym świętem.
Kilka lat temu przekonał mnie nauczyciel Zośki w przedszkolu, który sam szukając uzasadnienia powiedział: "co złego jest w tym, że ludzie mówią sobie miłe słowa?".
Od tamtej pory przygotowujemy z Zosią walentynki. Nie kupujemy, raczej same coś robimy.
Wczoraj byłyśmy w Muzeum Etnograficznym na warsztatach malowania
walentynek w postaci kafli holenderskich. I dzieci i dorośli mogli.
Wcale to nie jest łatwa sztuka, coś jak malowanie na szkle. Pędzel
ślizga się jak na lodowisku.
Zośka zrobiła uroczą kaflę z motywem typowo walentynkowym.

Na mojej kafli zdecydowanie pomieszały się wątki wschodnie z holenderskimi.
Witam
OdpowiedzUsuńZainteresował mnie ten post i mam kilka pytań.
Jaką farbą można malować takie piękne cuda na kaflach?
Czy należy je później jakoś grzać żeby farba nie zeszła czy wystarczy jak wyschnie?
Czy można tak malować również talerze lub kubki?
Z góry dziękuję za odpowiedź
Proszę wybaczyć, że tak późno.
OdpowiedzUsuńCo do malowania kafli - to były takie zajęcia bardziej dla dzieci - kafle nie były wypalane, po prostu malowane farbami do porcelany. Wiem, że trwałość osiąga się właśnie przez wypalanie. Mieliśmy kiedyś taki zestaw kieliszków porcelitowych do jaj - do tego farby. Po pomalowaniu wypalało się je w piekarniku. "Działały" przez jakieś dwa lata, potem w trakcie mycia zaczęła schodzić ta farba :( To tyle mogę więcej nie wiem, bo choć podoba mi się taka zabawa - brak czasu nie pozwala "wniknąć" bardziej w temat. Ale czytałam gdzieś, że żeby takie wzory były super trwałe - trzeba kafle wypalać w bardzo wysokich temperaturach (800 stopni bodaj, czyli tak jak ceramika).
W każdym razie powodzenia,
b.