pieskimarleski@gmail.com

piątek, 25 marca 2011

ogród botaniczny ;)

- tak właśnie Zofka nazwała to WIELKIE COŚ





Już od dawna miałam chrapkę na zrobienie narzuty Zośce. To chyba się zaczęło jeszcze zanim posiadłam maszynę ;) Miałam ambitny plan szyć ręcznie! Ponieważ jednak wierzę w dojrzewanie różnych zjawisk, nie denerwowałam się zbytnio na to, że projekt gdzieś tylko z tyłu głowy siedzi. W między czasie Zośka podrosła, zaczęła coraz lepiej rysować i, gdy jakieś trzy miesiące temu pokazała muminki własną ręką uczynione, od razu wiedziałam, że potraktuję ten wzór igłą!


 
Myślałam najpierw, że to będzie torebka z dziecięcą aplikacją, jak kiedyś już zrobiłam (kiedyś ją pokażę). Koło połowy lutego zaczęłam myśleć o prezencie urodzinowym dla Zosi i bardzo szybko zdecydowałam, że to będzie właśnie narzuta. Oczywiście od razu szukałam muminków! W magicznej teczce na rysunki było więcej skarbów,






które świetnie się nadawały. Oj, sporo tego mam i trudno było wybrać. Dużo pracy koncepcyjnej. Odrysowywanie, skanowanie, powiększanie, wycinanie szablonów, układanie kompozycji... Najlepszy moment, kiedy buduje się dopiero ten świat.
 
A później dużo, baardzo dużo pracy maszynowej....







....i ręcznej też...





.....a gdy praca posuwała się naprzód materii przybywało i przybywało,  było coraz jej więcej, więcej, trochę jak za przyczyną drożdży!!!




Kiedy złożyłam kanapkę (czyli doszła podwójna warstwa ociepliny i spód) zrobiło się TAK DUŻO i TAK TRUDNO, że przestałam fotografować. To była walka! Nie wiem jak się ten gigant - zwój zmieścił pod ramieniem maszyny, gdy pikowałam. W końcu musiałam też szyć wstecznym ściegiem i tutaj przydała się fantastycznie NIEWIDZIALNA TRZECIA RĘKA, czyli ręka mojego Taty, który akurat przyjechał świętować urodziny Zosi. Trzymał przycisk wstecznego szycia, łapał uciekające żywe i dzikie zwierzę narzutowe, a ja pchałam używając możliwych sił, żeby zrobić, co trzeba było zrobić. Przyznam, że miałam moment załamania, przestałam wierzyć, że skończę narzutę, za to zaczęłam mocno wierzyć, że narzuta wykończy mnie!!!
W sumie trzy tygodnie pracy. Oczywiście nie bez przerwy i nie codziennie, musiałam się bardzo konspirować, żeby Młoda mnie nie nakryła, ale jakieś trzy dni przed końcem zaliczyliśmy wpadkę - Andrzej przywiózł Zośkę z przedszkola i nie zadzwonił wcześniej, jak było umówione. "Mamo, co szyjesz?". Udało się szybko złożyć i schować. Najpierw Dziecię do pokoju, później materię pod łóżko. A potem tylko: "wiem, że to dla mnie coś robisz" - uśmiech. "ale ja nic nie widziałam" - zawadiacki uśmiech. "a kiedy mi to dasz?" - błagalny uśmiech.

Skończyłam nocą, trochę złożyłam i zarzuciłam na namiocie w jej pokoju.




Rano budzi mnie rozanielony głosik nad głową: "mamo widziałam trochę to, co zrobiłaś!". Pobiegła i zaraz wróciła ze swoim prezentem. rozłożyła na podłodze w naszej sypialni ze słowami "ja to kocham!" i zaczęła całować wszystko po kolei -























"właśnie taki prezent powinnam dostać od mamy na urodziny" - rozanielony uśmiech. I to było jak miód na serce :)))))))))))))

A po śniadaniu zrobiła bilety z papieru i powiedziała, że zaprasza nas do swojego ogrodu botanicznego. Mogliśmy wchodzić (tylko z biletami) do zosinego pokoju i oglądać narzutę rozłożoną na materacu.

PS rysunkowego autorstwa Zosi są: muminki (Andrzej mówi barbapapy), piesek, drzewo, tulipany, motyle z zakręconymi czółkami. Te dwa ostatnie motywy są na obrazku z innym bardzo fajnym wzorem zwierzęcym, którego na razie nie chcę ujawniać, bo może wkrótce się przyda...
To tyle tej wiosny na dzisiaj, może zrobi się cieplej w marcu - garncu :)

4 komentarze:

  1. PRZECUDNE !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    bardzo mi się podoba, śliczne śliczne śliczne :)

    OdpowiedzUsuń
  2. dzięki bardzo za dobre słowo :) tak szybko zapominam, że coś ładnego zrobiłam...

    OdpowiedzUsuń
  3. aż mi się łezka zakręciła w oku:) pięknie ci wyszła ta narzutka :):)

    OdpowiedzUsuń
  4. żeby jeszcze mieć w środku taką moc i znów coś ładnego zrobić na maszynie, a pomysłów w głowie nie brakuje tylko jakaś taka niemoc :(

    OdpowiedzUsuń