pieskimarleski@gmail.com

poniedziałek, 30 maja 2011

kogucik czy kurka?

Żeby nie było, że nic nie robię:


To było pudełko z odzysku, Mensz przyniósł w nim jakiś gadżet reklamowy. Gadżet jak gadżet, ale pudełko fajne, z gruuubej wzmocnionej czarnej tektury, zamykane na magnes, w środku wyściełane czarnym niby-futerkiem. Świetne miejsce na niektóre, wyjątkowo delikatne, biżuteryjne skarby. Niestety, czerń tektury szybko spłowiała, przeistoczyła się w szaro-zakurzone-coś. Dorwałam się więc do kąta z farbami akrylowymi, odkopałam klej, werniks, serwetki i... zabrałam się do pracy. Pracę czasochłonną ułatwił wirus, który dopadł przewodu pokarmowego Córeczki i przez całą sobotę byłyśmy uwięzione w domu. Biedaczka męczyła się nieziemsko, brzuch bolał jak koniec świata, "ta choroba mi żyć nie daje!!!!", nie mogłam Jej konstruktywnie pomóc, jedyne co pozostawało to być, tulić, masować brzuszek, a w między czasie kładłam kolejne warstwy lakieru... Pomogło mi to nie zwariować i dać Zofce trochę spokoju.




Oczywiście Młoda powiedziała, że to pudełko dla Niej... Na razie nie oddałam, bronię dzielnie, choć przyznam, że jestem skłonna wypożyczyć na czas jakiś :) Co do wirusa - dzisiaj lepiej ciut w związku z czym Córeczka właśnie mnie wyrywa sprzed komputera i każe iść na hulajnogę!!! Pójdę, pójdę, zresztą dziś pierwsze zebranie w szkole i muszę Ją komuś po drodze oddać ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz