pieskimarleski@gmail.com

niedziela, 2 października 2011

Crete is my place

Koniec wakacji. Dopiero teraz więc chyba nie trzeba narzekać, chociaż... Jeszcze tydzień temu... Ech, Kreta to moja duchowa ojczyzna. Mogą się zżymać ortodoksyjni patrioci, a ja na południu odkryłam swój dom. W tamtej ciszy, spokoju, pogodzie (ducha, ale też przestrzeni). Zosia śpiewała piosenkę - własną kompozycję w samochodzie: "mama moja jest szalona, bo jest na swojej Krecie, a jak jest na Krecie to swoje żyyycie widzi jasnoooooo."
Pytam Zosię za co lubimy Kretę. "Za to że jest takie piękne morze. I za to, że jest gorąco. I za to, że jest tam dużo pięknych kotów. I kochamy Kretę za to, że na Krecie są mili ludzie. I lubimy stare babciunie na Krecie. I lubimy palmy. I jest bardzo dobra sałatka grecka i feta. I lubimy pomidory. I chleb z oliwą i ziołami. I arbuzy i pomarańcze. I bakłażany z papryką i fetą."
Może mamy wyjątkowe szczęście, ale trafiamy na cudownych ludzi. I tym razem Kreta była "na własną rękę", południowa jej część, odludna, niewielu turystów, cisza i ZAPACH!!! Tego jeszcze nie doświadczyliśmy nigdy! Tak nieziemsko pachniało, że nawet teraz, na samą myśl o tym, w głowie wiruje jak na lekkim rauszu. Coś nieziemskiego. Jeszcze napiszę o tej Krecie, bo poznaliśmy tym razem kilka cudownych osób, mało tego, przypadkiem znaleźliśmy się w środku pewnego święta. Też pachnącego :)
Tymczasem oznajmiam, że jestem i że będę pisać :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz