Za plecami moimi "Opowieści z Narni" - Zośka tak się zakręciła na te książki, że trudno ją odciągnąć. Jesteśmy w piątym tomie - "Koń i jego chłopiec". To od tej księgi zaczęłam sama wiele lat temu. Kupiłam "Konia..." w jakimś antykwariacie na południu naszego cudnego kraju dla naszej małej Kasi, która kochała koniki. Zanim jej dałam - przeczytałam w jedną noc. W tej księdze Lewis mówi o innej: "Lew, Czarownica i stara szafa". Byłam tak oczarowana "Koniem", że zaczęłam szukać i ... jaka wielka była moja radość, kiedy okazało się, że kronik narnijskich jest SIEDEM!!! Dostałam cały zestaw i odtąd jeżdżą ze mną wszędzie. Zosia kilka razy polowała na nie, ale do niedawna wydawało mi się, że jest jeszcze za mała. Jakoś na początku maja zrobiłam eksperyment. I tak dawkujemy po odrobinie, po jednym lub dwóch rozdziałach dziennie, czasem mamy kilka dni przerwy. Żeby odetchnąć - niektóre przygody są mroczne, smutne, straszne. Nie widziałam, żeby cokolwiek wzbudzało takie emocje! Wielkie oczy i uśmiechy błogie, i strach, i śmiech tak zaraźliwy, że nie jestem w stanie doczytać zdania. I długie dyskusje - czy uda im się odnaleźć księcia? Czy ta pani w zielonej sukni jest dobra? Dlaczego karzeł Nikabrik tak postąpił? Co by było gdybyśmy dostały się do takiej złotej wody? Ciekawe czy spotkają Aslana? Dlaczego Piotr i Zuzanna już nie wrócą do Narni? A oni byli dziećmi kiedy byli królami i królowymi? Tysiące pytań. Myśli. A najzabawniejsze jest to, że czasami Zofka sama sobie czyta, ale potem i tak mówi - "przeczytaj mi to Ty". Przyjemne jest to wspólne czytanie, nie powiem. Dziś czytaczem jest Andrzej. Podsłuchuję więc trudno mi pisać.
To już nie będę pisać.
Pokazuję:
Tę torebkę uszyłam dla naszej Ulubionej Pani. Baza to elegancka czarna wełna typu bucle o ile dobrze ją rozpoznałam. Kwiaty są z materiału beżowego, który "udaje" zamsz. Zosia dobierała kolor nitek - taki lila. Nie miałam przekonania, ale zawierzyłam intuicji Młodej i już tak poszło dalej - guzik i wnętrze. Obdarowana była zachwycona i to mnie bardzo ucieszyło. Chociaż ja dla siebie inne kolory bym wrzuciła, to jednak zaufałam Zosi, w końcu to jej Nauczycielka. Niestety taka kolorystyka trudna do fotografowania marnym aparatem, gubi się światło, bo raz ciemno, raz jasno... nagimnastykowałam się nieźle, żeby cokolwiek pokazać. I mogę powiedzieć, że o ile czasami zdjęcia są piękniejsze od rzeczywistości, to tym razem zdecydowanie rzeczywistość jest nieporównanie lepsza.
Pamiętam tę książkę ;) Wiem, że długo nie zabierałam się za nią, ale jak już zaczęłam również przeczytałam wszystkie ;)
OdpowiedzUsuńA najlepsze jest to, że jak się czyta ponownie po latach, to nagle odkrywa się coś, co dawniej uciekło! Dla mnie to właśnie miara dobrej literatury. Dzięki za komentarz, to miłe :)
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem Pani prac:-) Widać duszę artysty, serce i radość. Teksty też ciepłe. Może Pani wyda książkę z ilustracjami :-) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję :))) Już dawno komentarz mnie tak nie wzruszył... To bardzo, bardzo miłe słowa, aż szybko chce się zrobić coś jeszcze. Dobrego dnia :)))
OdpowiedzUsuń