pieskimarleski@gmail.com

wtorek, 30 października 2012

"jaki kolooo.........???"

- to pytanie wyskakuje mi z pamięci kiedy przechodzę przejściem pod Marszałkowską. Lat temu trochę, a może trochę więcej, kiedy miałam szczęście biegać po mieście z radiowym mikrofonem, bardzo często zdarzało mi się przechodzić tym klaustrofobicznym korytarzem, tam właśnie, zresztą do dziś, mają swoje sklepiki obywatele o skośnych oczach i melodyjnej mowie. Przyjechali do naszej stolicy szukać szczęścia z bardziej odległej krainy niż ja, bo z Korei. Na swoje szczęście pracowali i pracują do dziś ciężko, za co podziwiam ich, mocniej jeszcze od czasu gdy usłyszałam, że wiążą się mocno z krajem, w którym żyją i traktują go jako swoją ojczyznę; na dodatek są oddani nie tylko w uczuciach, ale całkiem wymiernie - uczą się języka, rejestrują działalność, odprowadzają podatki bez żalu - bo to dla dobra wspólnego.
Uśmiechają się i z tym uśmiechem zaczepiają przechodniów: 
"jaki kolooo.........???". Bo przejście nie jest bure, choć już dwa razy chciałam użyć tego przymiotnika, ale obydwa słowa potraktowałam pstryczkiem "delete". Na jednej ścianie są witryny obwieszone szczelnie ubraniami. Kolory były zawsze intensywne, nawet w czasach, kiedy galerie handlowe nie dyktowały cudów, raczej szarości i inne smuty. Z nieznanych mi przyczyn w przejściu podziemnym bluzeczki były czerwone, zielone, różowe, niebieskie, żółte, pomarańczowe, cytrynowe, limonkowe, śliwkowe, rzadziej granatowe czy białe. Spódnice też. I sweterki, koszulki, szaliki, podkolanówki, torebki... 
KOLOR.
JAKI KOLOR?
"jaki kolooo.........???" Pamiętam doskonale melodię tego zdania, mózg mnie oszukuje i podpowiada twarze, ale jak wiadomo nie mam pamięci do twarzy, więc to tylko podła podpucha ze strony głowy. Nie pamiętam twarzy, za to dźwięki doskonale. 
"jaki kolooo.........???" Nieważne co chcesz kupić, nieważne czy w ogóle cokolwiek chcesz kupić, ważne jest jaki kolor wybierasz!

I to pytanie nagle zaśpiewało mi w głowie kiedy zobaczyłam zdjęcia, które robiłam torebce kilka dni temu. Parę zdjęć w słońcu, na łóżku Młodej, z zieloną ścianą w tle. Kilka zdjęć po staremu - na czerwonej sofie. Miałam mało czasu na fotografowanie, właściwie trzy minuty zaledwie. I wygląda jakbym uszyła dwie torby!

Zamówienie było na łowickie wzory, a raczej coś z łowicką inspiracją. Ponieważ moja Bernina jest cudowna, ale hafciarką nie jest - musiałam wzór nieco uprościć, choć jeśli chodzi o ludowiznę to bardzo mi się podoba taka ortodoksja cepeliowska. Może i nudne, ale ile znaczeń! Niestety, ze sztuką ludową zatańczyłam oberka i obeszłam się z nią luźno.
A teraz kto zgadnie: "jaki kolooo.........???"







 Kilka szczegółów technicznych: kwiaty i liście są z filcu. Baza z grafitowej (nie czarnej, co sugeruje zdjęcie) wełny - miękkiej i delikatnej - żeby ją trochę ustabilizować dałam do środka sztywnik. Podszewka, jak zwykle, z mojej ulubionej bawełny. W środku smycz i tyle. Czyli tak trochę na zakupy, trochę na książki, trochę do noszenia, trochę na nie wiadomo co. Czyli jak zwykle ;)

Przed nami pół roku szarości. Nie wiem dlaczego tamto przejście pod Marszałkowską kojarzy mi się z zimą. Srogą zimą. Może dlatego właśnie, że te kolory tak były nieprzystające do krajobrazu na zewnątrz.
koloooo.......



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz