Muszę się pochwalić, bo wczoraj byłam bardzo dzielna. Nie dość, że uszyłam nowy pokrowiec na deskę do prasowania, to jeszcze zabrałam się za uszycie torby na nuty dla Zosi. I skończyłam obydwie rzeczy tego samego dnia. I byłoby całkiem cudownie, gdyby nie drobna pomyłka. Torba rozrysowana, skrojona na miarę, zostało tylko wycięcie drobnych kwadracików, które potem "robią" rozszerzone dno. Jakoś tak się zamyśliłam, czy też zasłuchałam w jakieś radiowe myśli, że... ciachnęłam za dużo!!! I torebka nie pasuje na nuty. A przecież dlatego ją szyłam, bo zosine książki z nutami są bardzo niewymiarowe.
Na torebce jest Lula, którą Zofka narysowała jakiś czas temu. Powiększyłam obrazek i wycięłam szablon. Tylko nie zachowałam kolorów, jakoś brązowy na tym morskim bardziej mi pasował. Kokardka i ogonek są z filcu. I jeszcze jedno - uszka torebkowe zrobiłam z kawałków skóry (nie chciało mi się obszywać materiału i poszłam na łatwiznę - skóra się nie strzępi). Wyglądają uroczo, pasują odlotowo, martwię się tylko, że mogą się szybko zniszczyć, bo ta skóra wyjątkowo cienka i delikatna.
Właścicielka nowej torebki przeszczęśliwa :) Swoją drogą przyszło mi do głowy, że ja przez całe życie nie miałam tylu torebek ile moja Panienka ośmioletnia, ciekawe do jakiej ilości dociągnie w moim wieku...
A torbę na nuty już dzisiaj skroiłam, bo co innego mi zostało?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz